LEKCJE CHEMII
"Elizabeth przeczytała kiedyś, że dziewięćdziesiąt osiem procent rzeczy, którymi ludzie się martwią, nigdy się nie zdarza." Mam niestety tendencję do martwienia się na zapas. I próby przetłumaczenia sobie, że nie ma się czym martwić, no cóż, nie dają rady. Ten tydzień zapowiadał mi się kiepsko, co zaczęłam odczuwać już w niedzielę - oczywiście na samą o tym myśl. A tu proszę, już czwartek prawie minął, a ja nadal żyję. I to nie jest tak, że był cud, miód i orzeszki, nie. Te kiepskie rzeczy wszystkie się wydarzyły, zgodnie z prognozami. Ale to pokazuje, że człowiek może dużo więcej niż myśli, że może.
Jak Elizabeth - jej życie nie skończyło się w momencie tragedii. Nie odpuszczała, choć było trudno. Ale było warto. Cytat z drugiego kafelka jest dla mnie pięknym podsumowaniem "Lekcji chemii": trzeba o siebie walczyć, bo świat nie zawalczy o nas, jeśli my odpuścimy.
O "Lekcjach chemii" słyszał chyba każdy, kto w jakikolwiek sposób otarł się o księgarnię lub bibliotekę. Więc z czystej ciekawości sięgnęłam po nią i ja, choć jako umysł antyścisły chemii z natury unikam. Sięgnęłam i nie żałuję. Bo choć pewnych rzeczy nie zrozumiałam (duże zaległości z podstawówki), to walka Elizabeth o siebie, o swoją rodzinę i marzenia wzruszała mnie przez wiele stron. A gdy przeczytałam, że ta książka to debiut pani Bonnie Garmus, miałam w głowie tylko jedną myśl: życzę sobie - jako czytelniczka i redaktorka książkowa - tylko takich debiutów. Polecam.



Komentarze
Prześlij komentarz