Zaproś mnie na pumpkin latte
Przykro mi to pisać, ale chyba ani przez moment nie poczułam się urzeczona, zaskoczona czy zaintrygowana czytaną opowieścią. Przeciwnie – szablon historii bardzo oczywisty. Postacie nie były dla mnie realne, były wręcz papierowe, niewiarygodne. Losy Pauli i Grega są tak słodkie, że chwilami aż mdli, a happy end to już naprawdę sam cukier i lukier.
Ale!, jako książka na odmóżdżenie daje radę, a ja akurat tego potrzebowałam. Ot, taki romansik na (niekoniecznie) jesienny wieczór.



Komentarze
Prześlij komentarz